Wczoraj, 8 maja nad ranem, w wyniku nawrotu choroby nowotworowej, zmarł Geza Vermes. Legendarny badacz zwojów znad Morza Martwego. Akademicki celebryta, który erudycję łączył z umiejętnością rozmowy i spotykania ludzi. Człowiek, którego badania zmieniły sposób mówienia o starożytnym judaizmie i początkach chrześcijaństwa.
Urodził się w 1924 roku na Węgrzech w żydowskiej rodzinie, która gdy miał sześć lat przyjęła katolicyzm. Po chrzcie, jak twierdził, jego matka stała się bardzo pobożna, natomiast w życiu jego ojca zmieniło się niewiele. Syn uważał, że ojciec zgodził się na chrzest by on miał w życiu lepsze szanse. Z religijnej edukacji Vermes znał tylko książeczkę do nabożeństwa i różaniec. Biblii nie trzymał nigdy w rekach, nie mówiąc o czytaniu. To było dla protestantów.
Tymczasem mając lat dziewiętnaście postanowił podjąć studia teologiczne. Przyznawałe, że w 1942 seminarium było jedyną szansą na sensowne studia. Miał przed sobą sześć lat solidnej nauki filozofii i teologii. Z resztą, choć doświadczający dyskryminacji jako Żyd ,sam siebie postrzegał jako katolika o żydowskich korzeniach i nie widział w wyborze kapłaństwa nic nadzwyczajnego. Gdy nie przyjęto go do jezuitów, kierował się do diecezjalnego seminarium i tak jesienią 1942 rozpoczął naukę. Wiosną 1944 roku musiał opuścić seminarium i zacząć się ukrywać z pomocą kościelnych instytucji. To wtedy, jedynie przelotnie, spotkał się po raz ostatni raz z matką. Ojciec już wcześniej został zabrany z getta do obozu. Oboje rodzice zginęli w czasie Zagłady.
„Widzę, że męczysz sie teraz nad czymś czego powinienieś sie był nauczyć jako dziecko – westchnał jeden z jego wujów widząc seminarzystę trudzącego się nad nauką hebrajskiego. Geza natknął się na Bblię Hebrajską w pokoju profesora i poczuł fascynację i niemal konieczność poznania tego języka. Tak rozpoczynała się jego akademicka kariera.
Nie przyjęty do dominikanów, którzy nie chcieli w swoich szeregach żydowskiego konwertyty, usłyszał o Braciach Matki Bożej z Syjonu. Wydawało mu się błędnie, że zakon składa się z samych ochrzczonych Żydów, takich jak on. Został przyjęty i wyjechał do Belgii gdzie kontynuował swoje studia w Louvain. Studiował Biblię Hebrajską w czasie gdy nawet codzienna prasa przynosiła rewelacje na temat odkrytych w 1947 roku zwojów z Qumran nad Morzem Martwym. To właśnie manuskryptom z Qumran poświęcił swój doktorat i przed jego ukończeniem pojechał do Jerozolimy, gdzie mimo trudności udało mu się odwiedzić groty i zobaczyć niektóre z przechowywanych przez dominkanów z Ecole Biblique fragmentów. „To było niewiarygodnie ekscytujące, zobaczyć je po raz pierwszy. Sam widziałem, gdy arabscy kupcy przynosili fragmenty zwojów na sprzedaż do Ecole.” – opowiadał dziennikarzowi BBC. I ciągnął: „Ludzie zdziwiliby się wiedząc, że najstarsze manuskrypyty jakie mieliśmy wcześniej pochodziły z XI wieku. I nagle taki skok w czasie, znajdujemy manuskrypty biblijne o tyle wcześniejsze.”
Jego ukończony w 1953 roku doktorat był jedną z pierwszych poważnych anglojęzycznych książek na temat tego gorącego archeologicznego odkrycia. To sprawiło, że jako niespełna trzydziestolatek stał się rozchwytywanym akademickim ekspertem od tajemniczych zwojów.
Wkrótce po tak świetnym rozpoczęciu akademickiej kariery, w 1957 roku zakochał się i dla swojej przyszłej wieloletniej żony Pam odszedł z zakonu, a z czasem porzucił też katolicyzm. Z czasem powrócił do judaizmu.
Jego akademicki życiorys jest imponujący. Jako pierwszy rozpoczął tłumaczenie zwojów z Qumran na angielski, wydając w 1962 ich pierwszy przekład. Tematy którymi się zajmował bezpowrotnie zmieniały oblicze badań nad wczesnym chrześcijaństwem i judaizmem, był zatem w centrum akademickich wydarzeń tej dziedziny.
Wreszcie, podczas roku sabatycznego, znużony redagowaniem książki o starożytnym judaizmie postanowił napisać książkę o Jezusie.
Jego książka Jesus the Jew: A Historian’s Reading of the Gospels została wydana w 1973 roku. Zwykle nazywa się ją przełomową lub rewolucyjną. Sam Vermes opowiadał, że zdziwiły go entuzjastyczne reakcje zarówno żydowskich jak chrześcijańskich badaczy mówiących, że badania nad historycznym Jezusem po tej książce nie będą tym samym. Rzeczywiście, do czasu jej wydania obowiązywał akademicki paradygmat stworzony przez Rudolfa Bultmana i sugerujący, że historycznego Jezusa odtworzyć się nie da. Jesteśmy skazani na domysły bowiem postać, którą poznajemy dzięki ewangeliom to Jezus wiary.
Vermes, studiujący od lat intensywnie judaizm okresu Jezusa uznał, że ma coś na temat historycznego Jezusa do powiedzenia. Dla niego, Jezus był żydowskim uzdrowicielem i rewolucjonistą, który nie zamierzał tworzyć nowej religii. To co Jezus mówił, trzeba czytać w kontekście jego czasów, rozumiejąc judaizm tego okresu i dopiero wtedy orzekać co miał na myśli. Tak Geza Vermes opowiadał o swoich badaniach w wywiazie udzielonym Tygodnikowi:
„W swojej pracy starałem się sięgać po nowe metody. Chciałem zbadać obraz Jezusa, który pojawia się w Ewangeliach, i porównać go ze szczupłym co prawda i nie pierwszej jakości zasobem danych o postaciach podobnych: prorokach, mistykach tamtego czasu. Sądzę, że jedno z drugim się uzupełnia, nawzajem oświetla. Chciałem pokazać, że można patrzeć na Jezusa w sposób, który pasuje do kontekstu, zgadza się z informacjami o Galilei z I wieku i który, przynajmniej dla mnie, ma sens.”
Całość wywiadu: wywiad Tygodnika Powszechnego z Gezą Vermesem (14.02.2008)
Prawie osiemdziesiąt lat jego życia obfitowało w piękne ale i tragiczne wydarzenia. Swoją autobiografię nazwał Providential Accidents (Opatrznościowe wypadki) jakby sugerując, że gdziekolwiek i w jakiejkolwiek roli znalazł się w życiu, miało to swój głębszy sens. Żyd, chrześcijanin, ksiądz, profesor Oxfordu, badacz budzących zdumienie archeologicznych odkryć. Jak zauważyła w recenzji jego autobiografii Paula Fredriksen, profesor na Uniwersytecie Bostońskim, życie Vermesa jest opowieścią o relacjach chrześcijańko-żydowskich w XX wieku, jak i przemianach akademickich badań nad tymi relacjami w starożytności.
Więcej:
Wywiad z Gezą Vermesem o jego autobiografii (ang.)
Tu można wysłuchać wykładu Gezy Vermesa, wystepującego w krawacie z motywem, a jakże, odnalezionego w Qumran zwoju Reguły Zrzeszenia:
Jego doktorat z 1953 r. nie był pierwszą publikacją na temat zwojów znad Morza Martwego. Por. „De handschriften van de Dode Zee” / Edelkoort A.H. — Holland : Bosch & Keuning N.V., 1947 !!! — 171 p.
Niezwykle ważna postać w dziedzinie badań biblijnych – a także na styku judaizmu i chrześcijaństwa. Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie, w krainie żyjących…
Cudze chwalicie swego nie znacie – co za żal!
Oczywiście szkoda, że odchodzą ludzie takiego pokroju i takiej wiedzy. Lecz w dziedzinie badań biblijnych warto wspomnieć o Francuskiej Szkole Biblijnej w Jerozolimie – Ojców Dominikanów, oraz genialnym polskim badaczu rękopisów biblijnych, prof. Józefie Tadeuszu Miliku, absolwencie KUL-u. Wciąż, niestety, mało znanym i doceniany jedynie przez specjalistów. A z pewnością zasługującym na to, żeby wiedzieli o nim również inni. Zasłynął jako „najlepszy badacz rękopisów z Qumran” i był uważany za głównego współpracownika Rolanda de Vaux, który zmarł w 1971 roku. W latach 1948-1957 Milik opublikował najwięcej rękopisów znad Morza Martwego. Przełomem okazały się prace badawcze w Khirbet Qumrân nad Morzem Martwym (1949-1956). W École Biblique opublikował On także wiele pionierskich badań poświęconych numizmatyce oraz archeologii nabatejskiej – przeżywającej obecnie swój renesans. Największą sensacją stały się jednak jak wiadomo odkrycia nad Morzem Martwym i prace im poświęcone.
Zainteresowanym polecam krótki wywiad z polskim naukowcem obecnie należącym do ww. szkoły Panem Dariuszem Długoszem pod adresem:
http://www.recogito.pologne.net/recogito_61/znaki1. htm
lub innych odwołujących się do ww. szkoły
Zuzo, dziekuje za tekst. Pamietam spotkania z Vermes’em w 2008 roku, gdy byl w Krakowie. Ciesze sie ze moglam poznac osobe, ktora jest czescia historii mojej wspolnoty.
Fajnie, że się Pani poprawiła: „Jego ukończony w 1953 roku doktorat był jedną z pierwszych poważnych anglojęzycznych książek na temat tego gorącego archeologicznego odkrycia.”…
ale…
jego doktorat z 1953 nie był napisany (i opublikowany) po angielsku, ale po francusku 😉