Dominik Zdort obejrzał na TVP Kultura film „Rozdarty” opowiadający o ks. Wekslerze-Waszkinelu i dzieli się wrażeniami w weekendowym wydaniu Rzeczpospolitej (1-2 lutego 2014). Minęły ponad dwa tygodnie, a zgryźliwy tekst Zdorta nie daje mi spokoju. Refleksje są dwie, jedna dotyczy Żydów a druga ks. Wekslera-Waszkinela. Obie jakoś niepokojące.
Zdort zachowuje się, jakby pierwszy raz usłyszał historię ks. Wekslera-Waszkinela w izraelskim filmie. Jednak film, to niewystarczające źródło, by ferować tak odważne oceny. Zwłaszcza, że dość łatwo można poznać szczegóły jego losów. Ks. Weksler-Waszkinel udzielał bowiem wywiadów, pisał, a ostatnio ukazała się książka Dariusza Rosiaka Człowiek o Twardym Karku. Historia księdza Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela (Czarne; Wołowiec, 2013).
***
Chrystus ukrzyżowany jest zgorszeniem dla Żydów – pisał św. Paweł, a dwa tysiące lat później Żydzi gorszą się istnieniem chrześcijan, oburzali się, że w czasie Zagłady ukrywający chrzcili ich niemowlęta a po wojnie walczyli, by te dzieci odzyskać, ratując przed grzechem bałwochwalstwa – tak zaczyna Dominik Zdort swój felieton. Z kolei ks. Wekslerowi-Waszkinelowi Żydzi nie pozwalali jeździć poza kibuc w którym mieszkał odprawiać mszy ani modlić się przy jedzeniu używając znaku krzyża. Tu widać „upór i konsekwencję” Żydów, co budzi Zdorta szacunek. Na koniec tekstu dowiemy się, że „równocześnie Żydem i katolikiem da się być w Polsce, nie w Izraelu. Tam wybór jest zero-jedynkowy.”
Gdyby tak dobrze było się w Polsce Żydem i katolikiem jednocześnie, to pewnie ks. Weksler-Waszkinel nie jechałby do Izraela. Wystarczy wspomnieć wiele jego gorzkich tekstów i wywiadów, by wiedzieć, że nie takie to łatwe. Sam wspomina, że idąc do abp. Józefa Życińskiego miał nadzieję, że ten go od wyjazdu odwiedzie.
Nie jest też niemożliwe bycie Żydem i katolikiem w Izraelu. Może nie jest łatwe, ale katolicy języka hebrajskiego istnieją i mają swoje parafie.
Zdort chwali zasadniczy stosunek Żydów do spraw wiary, bo to postawa godna szacunku. Są jednak inni Żydzi, tacy, którzy inne elementy swojej wiary uznają za zasadnicze, lub to nie wiara motywuje ich postępowanie. Ci, którzy otoczyli ks. Wekslera-Waszkinela przyjaźnią i pomocą. Tu muszę wspomnieć Dalię Wolman i jej męża Pereca, którzy jak nikt inny wspierają go i darzą serdeczną przyjaźnią.
To, że Zdorta dziwi, że chrzczenie żydowskich niemowląt w czasie Zagłady oburzało Żydów, to mnie dziwi. Ratowanie było heroiczne, ale chrzczenie nie zawsze niekonieczne do kamuflażu. Ma natomiast niesławne pierwowzory, z najsłynniejszym Edgaro Mortarą (chłopcem żydowski, który jako 6-latek został w 1858 roku porwany i ochrzczony) na czele.
Ten lęk przed chrześcijaństwem bazujący na historycznych doświadczeniach wybrzmiewa w postawie mieszkańców kibucu. Dwora Berenstein, menadżerka kibucu, mówi Rosiakowi:
„Nie znaliśmy go, nie wiedzieliśmy, jakie ma zamiary, zwłaszcza czy nie będzie próbował nawracać nas na chrześcijaństwo. Proszę pamiętać: w całej historii Sde Elijahu nie było podobnego przypadku. Jeśli przyjmowaliśmy gojów do ulpanu, to tylko takich, którzy chcieli przejść na judaizm.” (s. 165)
Sam ks. Weksler-Waszkinel tak wspomina początki w kibicu:
„Mówili: Judaizm nie zna niedzielnej mszy. Chcesz być z nami, zostań z nami. To, co robisz w swoim pokoju, to twoja prywatna sprawa, ale to co robisz na zewnątrz, w kibucu, dotyczy nas wszystkich.: Pomyślałem, porozmawiałem z rabinem Schudrichem, z kilkoma innymi osobami i w końcu się zgodziłem. Mieli prawo się mnie bać. Przecież chrześcijanie od wieków głosili, że stają się nowym Izraelem, że zastępują stary Izrael. Może widzieli we mnie właśnie kogoś takiego. Bali się i ja ten ich strach zaakceptowałem.”(s. 166)
Ten rok w kibucu, w którym został przyjęty za darmo, był ogromnie ważny i pozwolił mu poznać lepiej Izrael i judaizm. Jak mówi: „Ten rok to był najpiękniejszy prezent, jaki dostałem od Pana Boga. Nigdy wcześniej ani potem nie czułem takiej radości, takiej wspólnoty, takiego ciepła.” (s. 171). A jego przyjaciel, kibucnik ze Sde Elijahu, dodaje: „ Taka jest jego droga, taka jest jego tożsamość. Pozostaje na to patrzeć i kochać go takiego, jakim jest.”
***
Zdort streszcza w felietonie zmaganie ks. Wekslera-Waszkinela, który sam mówi, że Chrystusa wyrzec się nie może i pyta czy rzeczywiście ksiądz nie wyparł się Jezusa. Pisze:
„Można też spróbować zrozumieć, że Romuald Jakub Weksler-Waszkinel tak mocno pragnie odszukać swoje korzenie. Ale mimo to z wielkim smutkiem ogląda się księdza katolickiego tak pokornie wyrzekającego się kolejnych znamion swojej wiary. Tym bardziej, że można mieć wrażenie, iż ostatnio to problem nie jednego kapłana, ale całego Kościoła.”
Zdort spekuluje, że ksiądz wpadł w pułapkę, być może za sprawą rabinów z Warszawy przygotowujących go do wyjazdu. Stwierdza jednak, że najpewniej zastawił ją na siebie sam „próbując pogodzić swoje żydowskie pochodzenie z chrześcijańskim powołaniem. Co okazuje się niesłychanie trudne, jeśli nie niemożliwe.”
Zasmucił mnie ten tekst, bo tej niełatwej biografii, zarejestrowanej w trudnym dla ks. Wekslera-Waszkinela momencie, Zdort postanowił użyć przeciw niemu i jako exemplum w krytyce innych księży.
Ksiądz w pułapce? Chyba zastawionej przez katolików. Najpierw tych w Polsce, którzy dokuczliwi byli na tyle, by emerytowi chciało się wyjechać. I tych w Izraelu, którzy nie przyjęli go w żadnym z licznych klasztorów, nie zaprosili, do żadnej ze wspólnot, nie znaleźli mu w Ziemi Świętej żadnej księżowskiej roboty… Nie warszawscy rabini (wspierający ks. Wekslera-Waszkinela jak mogli), ani miejscowi Żydzi (ortodoksyjny kibuc ma swoje prawa) są autorami tego rozdarcia. Niestety.
Można z resztą przeczytać w książce Rosiaka, o tym jak rozstał się z hebrajsko-języczną, katolicką wspólnotą. W książce skarży się, na zasady którym nie mógł sprostać, bo absorbowała go praca w Instytucie Jad Wa-Szem, i mówi o kierującym domem: „Nie było dla niego problemu. Nie było odpowiedzialności za mnie, za mój wiek, za moje kapłaństwo. Po prostu idź, bo nie spełniasz jakichś durnych regułek! Bo nie jem z nimi kolacji!”(s. 196).
Czy wpadł w pułapkę (jak sugeruje Zdort) czy jest rozdarty (jak mówi tytuł filmu)? Ponoć rozzłościł się, kiedy Ronit Kertsner tak właśnie zatytułowała film o jego pobycie w Izraelu.
Posłuchajmy jego samego:
„Wiem, wiem, łatwiej byłoby mi iść do nich, powiedzieć: Było, minęło, teraz jestem jednym z was. Zostawiam Kościół, zostawiam Jezusa, zostawiam siedemdziesiąt lat życia i prawie pięćdziesiąt kapłaństwa.” W dwadzieścia cztery godziny dostałbym obywatelstwo Izraela, pomoc finansową, skończyłaby się udręka z szukaniem mieszkania, zmartwienia finansowe, nie żyłbym w piwnicy, miałbym za dramo ulpan, wszystko by się zmieniło. Ale ja idę własną drogą, taką, a nie inną.” (s. 201)
„Nie jestem rozdarty, jestem najbardziej sklejonym człowiekiem na ziemi. Bardzo mało rozumiem z tego wszystkiego, ale to jest moje życie i nie chcę oddawać żadnej jego cząstki. Komu? Dwie rodziny – polska i żydowska – skleiły się we mnie w nazwisku Weksler-Waszkinel i chciałbym, żeby tak już pozostało. Żeby nikt mnie nie rozdzierał, ani jedni, ani drudzy.”
„Mam piękne życie. Pan Bóg je pisze, a ja mówię tylko: Bądź wola Twoja”. (s. 201)
Dzięki wielkie! 🙂
Droga Pani redaktor!
Zapraszam do posłuchania kilku ciekawych uwag zawartych w krótkim i treściwym wystapieniu ks.prof. W. Chrostowskiego, nawiasem mówiąc wg. mnie wartego spisania i szerszego opublikowania, jako doskonały wstęp do zrozumienia „pewnych” sytuacji wokół, których namnożyło się niemało – delikatnie mówiąc – nieporozumień.
Myślę, że podobnie, próba zrozumienia sprawy o której Pani redaktor tutaj pisze, ale bez podania jakiegoś gruntu czy „tła” zawsze spełźnie tylko na powierzchownej i subiektywnej interpretacji, wprawdzie pewnych było nie było faktów, lecz nie wyjaśnia ich prawdziwych przyczyn.
Zainteresowanym i ciekawym szerszych wyjaśnień popodaje link
https://www.youtube.com/watch?v=Nm19MIzszdM
Smutna a zarazem piękna opowieść o człowieku, który potrafi godzić w sobie bycie człowiekiem dwóch kultur, narodów. Nie obywa się bez bolesnych zdarzeń, przeżyć, bo gdy prawdziwie miłuje ma swoje ciemne noce, ale i radosne poranki. Człowiek zawierzenia rozumiejący, że siłą wiary jest pojednanie w sobie, owa wewnętrzna jedność…Można być obywatelem świata mając w kieszeni 'paszport’ otwierający wszystkie przejścia graniczne, aby chyba to najważniejsze jest darem
Tego, który przynosi pokój duszy. Gdziekolwiek by była, na jakimkolwiek wygnaniu, targana rozterkami…powraca do 'domu Ojca’.
Ks. Roman był moim wykładowcą na filozofii. To były jeden z najlepszych wykładów w jakich uczestniczyłem.