Podczas tygodniowej sesji Międzynarodowej Komisji Teologicznej, która tym razem obradowała już w nowym składzie, papież Franciszek zauważył, że jest w niej więcej kobiet. I pewnie wszystko byłoby super, gdyby nie te truskawki… Czepiam się? Niech będzie, ale metafory Franciszka uciekają w dziwne rejony. Byli już księża pod pantoflem swoich gospodyń, jako obraz co stanie się z Kościołem, gdy kobiety będą miały większy wpływ. Teraz pięć teolożek wybranych do komisji doradzającej Kongregacji Nauki Wiary w roli truskawek na torcie. Tak powiedział, że są jak truskawki na torcie. No i że przydałoby się ich więcej. Tu akurat zgoda.
Co robią truskawki na torcie? Na torcie zwykle dekorują.
Nie, nie uważam, żeby Franciszek myślał, że teolożki są tam tylko dla dekoracji. Ale trudno się nie zgodzić, że mogłoby być ich więcej. Już było na tym blogu o parytecie w komisji. Wciąż uważam, że Watykan mógłby zacząć narzucać taki styl. Piętnaście teolożek by się na całym świecie znalazło. Nawet takich bardziej ortodoksyjnych od samego papieża Ratzingera.
Teraz na kolejną kadencję Międzynarodowej Komisji Teologicznej, rozpoczynającą się w 2014 roku powołano trzydziestu teologów, pośród których jest pięć kobiet: Amerykanka s. Prudence Allen, Australijka Tracey Rowland, Brytyjka Moirę Quinn pracującą w Toronto, pracującą w Rosji Słowenka, s. Alenka Arko i Niemka pracującą w Wiedniu, prof. Marianne Schlosser. Watykański komunikat towarzyszący nominacjom mówił, że teraz kobiety stanowią 16% członków komisji, co jest znakiem rosnącego zaangażowania kobiet w teologię. 16 % to oczywiście lepiej niż dwie na 28 członków poprzedniego składu. Również geograficzne zróżnicowanie trzeba widzieć jako pozytyw.
Ale truskawki moglibyśmy sobie jednak darować. W końcu szanownych panów i księży profesorów z nowego składu (owych li tylko 84% świadczących o nieprzemijającej dominacji mężczyzn w sygnowanej przez Watykan teologii) nikt nie porównuje do kremu i biszkoptu w tym komisyjno-teologicznym cieście.
Ale żeby być sprawiedliwą, papież wyraził też nadzieję, że obecność tych pięciu kobiet będzie zaproszeniem do refleksji nad rolą jaką kobiety mogą i powinny pełnić w dziedzinie teologii. To byłoby coś nowego, bo poprzedniczki jak ognia unikały kobiecych tematów. A od feministycznych teolożek amerykańskich można było usłyszeć zgryźliwe komentarze, że s. Sara Butler (poprzednie 2 kadencje, jedna z dwóch pierwszych kobiet w komisji) w Komisji już zupełnie zapomniała, że jest kobietą. To może nie jest do końca sprawiedliwe, bo jakkolwiek s. Butler nie należy do najbardziej feministycznych teolożek – a wręcz przeciwnie, nawróciła się ze zwolenniczki kapłaństwa kobiet na gorącą przeciwniczkę – to jednak z bycia kobietą chyba zdaje sobie sprawę. Mówiła w wywiadach, sama będąc wykładowczynią w seminarium w Chicago, ze kobiety wykładające w seminariach teologię są w seminariach potrzebne. A o możliwości uprawiania teologii przez kobiety mówiła jako o rodzaju udziału we władzy w Kościele: „Katolicki teolog ma powołanie kościelne co – poprzez niezależne badania naukowe lub pracę w komisjach – daje istotną możliwość współtworzenia decyzji.” Czy i jak z tej władzy korzystała i czy zadowoliła swoje dawne, ale nienawrócone z feminizmu koleżanki to już inna sprawa.
Franciszek mówił dalej, że członkinie komisji, poprzez swój kobiecy geniusz (tego kobiecego geniuszu w tekstach papieskich nie może zabraknąć) mogą wyczuć, dla dobra nas wszystkich, niektóre niedoceniane aspekty niezgłębionej tajemnicy Chrystusa. „Zachęcam więc was do jak najlepszego wykorzystania tego szczególnego wkładu kobiet w rozumienie wiary.”
Czyżby powiedział: słuchajcie kobiet, bo może usłyszycie coś, czego nie dostrzegacie sami? No za to można mu może nawet wybaczyć te truskawki.
Podobno symbolizują Trójcę Świętą nie wiem czy ze względu na kolorystykę, czy smak, W pogańskiej mitologii są symbolem ziemskiej rozkoszy. Jedno z drugim wiąże się. Nie wiem, czy kto konsumując truskawki przeżywa coś w rodzaju ekstazy, ale być może właśnie to miał Franciszek na myśli. Na pewnej uroczystej gali z okazji otwarcia wystawy fotograficznej jeden z gości pyta, czy będzie tort. Wzbudza to zdziwienia towarzyszy, albowiem wiedzą, ze nie przepada za tortem. Okazuje się, ze jest amatorem truskawek, którymi zwykle gospodarz przyozdabia ciasta, jakby bez nich nie było tym, czym powinno być. Nie każdy przepada za kremówkami, ale nie pogardzi soczystymi owocami, choćby tylko miały być dodatkiem. Może myśl o truskawkach jest nawiązaniem do jakiegoś przeżycia Papieża z okresu
swoich młodzieńczych zauroczeń. Trudno powiedzieć.
Kobiety pełniły już w Kościele ważne urzędy równe kardynalskim mimo iż nie były kapłankami.
Papież Franciszek podobnie jak i Julio Cortazar jest Argentyńczykiem. Oni w genach mają takie konsumpcyjne podejście do kobiet.
Raczej ów związek nie jest 'skonsumowany’
Wszyscy jesteśmy jakoś tam obciążeni genetycznie i kulturowo. To widać w naszych zachowaniach, w naszym języku. Mnie, choć papieżowi Franciszkowi do pięt nie sięgam, jakoś tak panie teolożki z truskawkami się nie kojarzą. Może to jest też kwestia odmiennego poczucia humoru.
„Wszyscy jesteśmy jakoś tam obciążeni genetycznie i kulturowo.”
Pewnie tak, a niektórzy nawet bardziej, aniżeli inni
” To widać w naszych zachowaniach, w naszym języku.”
Nie przeczę.
” Mnie, choć papieżowi Franciszkowi do pięt nie sięgam, jakoś tak panie teolożki z truskawkami się nie kojarzą.”
Każdemu inaczej się kojarzą, Matka boska też posiada wiele przydomków i kojarzy się
z różnymi okresami walk, zrywów wyzwoleńczych, wyborami do przeróżnych izb, na stołki tudzież stanowiska polityczne.
” Może to jest też kwestia odmiennego poczucia humoru.”
O truskawkach mogę wiele powiedzieć, bo mam mały kawałek poletka z tymi roślinami. Utrapienie (chwasty) ale i satysfakcja kiedy dojrzewają. Ale porównanie do teolożek? Trochę dziwne… Mniej więcej rozumiem, wyczuwam bardziej co chciał przez to porównanie powiedzieć papież. Trochę w jego stylu. Czasem mam wrażenie, że to jakby mówił Ogrodnik z „Wystarczy być”. A z drugiej strony, te 16 procent kobiet, to wręcz rewolucja, jeśli przypomnę sobie poprzednie dekady. Choć wiem, że to zbyt mało. Może rzeczywiście parytet nie byłby złym rozwiązaniem.
Ogrodnik porozumiewał się ze światem wprawdzie wykorzystując język charakterystyczny dla świata przyrody, ale jednak poprzez sztuczny ekran. Nie wchodził w relacje.
Jeżeli chciałbyś powiedzieć, że mniej więcej tak wygląda świat
teologii pozbawionej pierwiastka żeńskiego, relacji na poziomie mężczyzna – kobieta można przyjąć to za fakt. Szklany ekran
Trafne, choć sam tak głęboko nie przemyślałem. Ale racja jest w tym, że kobiety teolożki ciągle traktowane są jako ciekawostki a nie jako partner w dyskusji. Mnie to wkurza, z różnych zresztą powodów.
„Ciekawostki”?
Hmm…? Ze względu na co? Jako okaz, cud jaki?
Mam nadzieję, że interesujące bywają ze względu na osobowość, ujmującą, fascynującą…i inne zalety w tym intelektualne możliwości.
Jeżeli kobieta nie może być partnerem, jest tego niegodna, więc każdy kto odważy się kobietę uznać za kompana w dyskusji jest …
No właśnie, kim jest, za kogo jest uważany?
Masz rację, ja tylko chciałem powiedzieć, że dla wielu osób (nie dla mnie( kobiety zajmujące się teologią mogą co najwyżej uczyć religii w szkołach, i to podstawowych. Widzę jak to jest w szkole moich dzieci. Uczy katechetka, ale dzieci przed pierwszą komunią mają z księdzem, tak samo jak młodzież w gimnazjum przed bierzmowaniem. Bo niby wiedza przekazywana przez księdza jest więcej warta. To stereotypy i z nimi trzeba walczyć.
Szanowna Pani Zuzanno, pozwoliłem sobie znów zajrzeć, pomyślec i popisać. Jestem ateistą, więc nie musiałbym się poczuwać do odpowiedzialności za przywódcę katolicyzmu, ale jest to wyjątkowy przywódca, a poza tym obowiązuje mnie męska solidarność…
(No dobra, pożartowaliśmy, do rzeczy!). O roli kobiet we wczesnym ruchu Jezusa, ba nawet w doświadczeniu/poświadczeniu głównego fenomenu chrześcijaństwa – zmartwychwstania/odkupienia/powrotu Jezusa – już pisałem, wypada tylko raz jeszcze wyrazić żal, że Przywódca do tego się nie odwołał.
Mam taką intuicję, że wcale nie wysoko ulokowana w hierarchii Komisja Teologiczna, ale praca w terenie i głęboko przemyślany kierunek, wybrany przez LCWR – mogą wpłynąć na pozycję kobiet w katolicyzmie. Światopoglądem, do którego warto się dziś odnosić, jest światopogląd ewolucjonistyczny – i tutaj wybór de Chardina i jego formuły Chrystusa Kosmicznego nie jest najgorszy. (Ale i nie najlepszy. Nie żyjemy w czasach darwinizmu, tylko neodarwinizmu. Nie „świadomość”, tylko nie wymagająca świadomości WIEDZA powstaje i towarzyszy procesom ewolucji życia. Czy zna Pani różnicę? Czy Pani Hubbard zna różnicę? Być może tak, a ja po prostu nie doczytałem…).
Tak czy inaczej: świat Zachodu staje się po-darwinowski, czy też po-neo-darwinowski i właśnie kobiety-zakonnicy doskonale to widzą. Mężczyźni kiepsko, a przynajmniej zbyt teoretycznie. W tym kontekście Papa i jego truskawki…. Należy się temu pobłażliwy uśmiech i zrozumienie dla kogoś, kto ma do posprzątania dom, nie sprzątany porządnie gdzieś tak od czasu Akwinaty 🙂 Ile to już minęło, osiemset lat?
Pani Zuzanna Radzik odpowie Panu bardziej kompetentnie, jeśli odpowie – rzecz jasna. Większość katolików ( nawet ci „lepsi” z Francji albo USA ) zapewne jeszcze o tym nie wie, że żyje w epoce neodarwinizmu, a nawet tego, że ma Kosmicznego Jezusa a la de Chardin. Zapewne ważne dla wielu z nich jest to, że dobro wiąże się ze świętością, a świętość nie polega na tym, że człowiek rodzi się czysty jak łza i że umiera czysty jak łza. Świętość polega na tym, że człowiek przekracza sam siebie: swoje słabości, swoje nałogi, to co w nim podłe i nikczemne. I to w zasadzie się nie zmienia i chyba nawet zmieniać się nie musi. A sprzątać w Kościele owszem trzeba na bieżąco. I tak się robi. Takie sugestie, że poprzedni papieże pozostawili po sobie bałagan ( ach ci okropni Jan Paweł II, Benedykt XVI i inni ) i biedny Franciszek musi teraz sprzątać to raczej przejaw tramwajowego antyklerykalizmu, aniżeli rzeczowy i życzliwy sposób powiedzenia Kościołowi katolickiemu co w nim jest nie tak. Powtórzę jeszcze raz moją genialną refleksję, z której jestem bardzo dumny ( no troszkę sobie tu żartuję ). Jeśli to co powiedział w Parlamencie Europejskim o kondycji Europy papież Franciszek ma sens to należy logicznie wnioskować, że nie tyle Kościół katolicki jest w kryzysie ale właśnie ci co od Kościoła katolickiego odeszli bądź też nauczanie Kościoła katolickiego podważają.
Nie mowilem ani o Janie Pawle II, ani o Benedykcie, to o wiele dluzsza historia – przepraszam natomiast za „smieciowa” metafore o sprzataniu. Chcialem postawic ogolniejszy problem przyswajania wiedzy przez Kosciol. Ostatnia wielka przebudowa myslowa teologii odbyla sie chyba wtedy, kiedy Tomasz z Akwinu zaadoptowal Arystotelesa. Gdy cztery wieki pozniej nauka poszla za Galileuszem – teologia nie poszla. W efekcie nawet najwieksze rewolucje naukowe – Newtona w fizyce czy Darwina w biologii – juz na teologie prawie nie wplywaly. A nauka przyspiesza i o nowa, skuteczna adaptacje teologii bedzie coraz trudniej. Mielismy problem umysl/cialo, teraz mamy juz „wiedze” w adaptacjach biologicznych i relacje software/hardware. Pierwsze komputery mamy, co moga rozwiazywac problemy naukowe – ale ta „wiedza” jest nie do przekazania ludziom, bo nasze mozgi nie nadazaja…. Jak o tym wszystkim mowic w kategoriach „trzech duszy” Arystotelesa? Cenie Amerykanskie siostry zakonne, bo chyba patrza dalej niz biezaca „niezmienna doktryna”: co bedzie z chrzescijanstwem za 20, 50 lat?
Przyznam, że to trochę nie moje tematy, więc nie ignoruję pytań, tylko chyba nie mam nic ciekawego do dodania.
Samej mnie jakoś szczególnie te styki z ewolucjonizmem czy post-ewolucjonizmem bardzo nie kręcą aż tak.
Teolożki to takie panie, które chciałyby światu zaimponować. Czym? Tym, że są paniami. A to trochę jednak mało.
Jakoś trudno znaleźć artykuł, w którym pani teolog mówiłaby coś ważnego z punktu widzenia nauki Kościoła, biblistyki, teologii fundamentalnej, coś, co by można uznać za dorobek porównywalny z „męską” teologią. Tak naprawdę teologia (podobnie jak matematyka) jest jedna. Niech ją uprawia kobieta, czemu nie, niech tylko dąży do tych samych standardów uprawiania tej nauki, które obowiązują niezależnie od płci. „Płciowe” uprawianie nauki to zwyczajna kpina.
Popieram w 100 procentach:)) Co nie znaczy, ze widze kobiety jedynie jako truskawki. Czekam z utęsknieniem, kiedy pojawi się ta, która będzie mogla porozmawiać np. z Josephem Ratzingerem. Póki co – plotą, az słuchac hadko.
Płciowe uprawianie nauki, to oczywiście kpina, tylko kto płciowo uprawia naukę. te panie, których ze świecą szukać nie tylko na polskich wydziałach teologii, ale i w innych krajach mają jakąś intelektualną niemożność pojęcia i tworzenia teologii, czy może jednak nierówne szanse.
Pomyślmy. Najczęściej teologiczne wydziały zatrudniają księży, biskupi na studia wysyłają i do stypendiów rekomendują … księży i potem – skoro już wysłali i ktoś za to zapłacił – ich właśnie zatrudniają. Hmm, no to czemu kobiet nie ma tak wiele w teologii?
A te które są? jakże inaczej często wygląda ich droga.
Nic w tym co napisałam nie było domaganiem się przywilejów, za samo bycie kobietą. To raczej wołanie o wyrównanie szans.
Pani Redaktor,
Jak sadzę, sytuacja kobiet w teologii w XXI wieku jest podobna do sytuacji lekarek i uczonych na wyższych uczelniach w II polowie XIX w. Po prostu trzeba przez to przejść. Mamy do czynienia ze zbiorowoscią na poly feudalną, którą trzeba rozmiękczyć, a nie domagać się wyrównywania szans. Bo co to oznacza? Punkty preferencyjne za plec? Parytet przy przyjmowaniu nowych pracowników? Kobiety same muszą sobie dac rade i dadza, jak we wszystkim. Wystarczy, ze będą lepsze, a na razie lepsze nie sa. Ale być mogą.
a jakieś empiryczne dowody, że na razie „lepsze nie są,” bo ja obserwowała trochę wykładowców i wydziałów teologii i znam wiele kobiet lepszych od swoich kolegów, które a) przez nikogo nie zachęcone, pójdą w świat do pracy, zamiast zostać i zająć się zawodowo teologią b) usłyszą, że i tak nie będzie dla nich miejsca na wydziałach. c) jak im nikt tego uczciwie nie powie od razu, to się potem przekonają na własnej skórze, czekając na etat wymijane przez kolejnych kolegów w koloratkach.
pod tym względem mam bardzo stabilne poglądy. zawsze za wyrównywaniem szans, choćby przez punkty preferencyjne. bo punkty minusowe za płeć i świeckość i plusowe za sutannę mają się świetnie i nikt nie protestuje
” Hmm, no to czemu kobiet nie ma tak wiele w teologii? ”
Kto za to zapłaci? Z kieszeni proboszcza? Biskupa?
Skądinąd mi wiadomo, że proboszcz nawet za głoszenie rekolekcji płaci ze składki wiernych
Mamy kilka wydziałów teologicznych na państwowych uniwersytetach, i też nic.. Z resztą księża-teologwie też w ramach wolontariatu nie pracują.
Znam ten problem z własnego podwórka.
Trudno jest się przebić, a z racji tego że kobieta nie może być ani duszpasterzem akademickim i nie została namaszczona wydaje się być pozbawiona walorów z tzw. 'wyższej półki”. Duch wprawdzie wieje kędy chce. ale niektóre głowy nie namaszcza, zwłaszcza białogłowy. Nie wiem, ile zarabia aktualnie biskup, a ile siostra zakonna mająca takie samo przygotowanie do prowadzenia zajęć ze studentami. W Polsce ten problem od dłuższego czasu próbuje się rozwiązać jeśli chodzi o uniwersytety świeckie, ale nie widzę nadziei na poziomie katolickich uniwersytetów teologicznych. W ogóle Kościół w Polsce zaniedbuje tę kwestię, tamuje reformy utrzymując że kobieta nie takich samych praw, niźli mężczyzna. Boja się równouprawnienia jak 'diabeł święconej wody.’
Dziękuję za ciekawy tekst, bardzo dziękuję, taki mikołajkowy prezent. Wyczytałam swego czasu w starodrukach, ze ów święty jest także patronem zagubionych, zakochanych, ulicznych kloszardów…
i jeszcze jedna rzecz jednak… „Tak naprawdę teologia (podobnie jak matematyka) jest jedna.”
– to niezupełnie tak. teologia to nie matematyka, nie nauka ścisła. dobrze jest się przyznać, co nas warunkuje.
w gruncie rzeczy teologia to nie tylko ściśle naukowe, ale też duchowe przedsięwzięcie. w tym samym przemówieniu o którym mowa papież mówił, że teolog musi być człowiekiem wiary. teologię uprawiamy „z konkretnego miejsca” wnosząc w nią doświadczenie wiary. więc ma znaczenie, czy jesteśmy z Azji, Brazylii czy Szwecji, czy jesteśmy kobietami czy mężczyznami, czy jesteśmy świeckimi czy nie… czy jesteśmy biedni czy żyjemy w dostatku. to są inne doświadczenia przez które wiara i Objawienie są filtrowane, odsłaniając czasem nie dostrzegane aspekty depozytu wiary
Szkoda, że nie słyszę takich kazań w mojej parafii. W zamian mam czytanki, gotowce, trudno zrozumiałe.
Hm…
Racja, ale dodałbym, że jeśli tak pojmować teologię to teologiem będzie każdy wierzący. Podobnie jak filozofem będzie każdy rozumny.
Natomiast zajmowanie się tymi rzeczami domaga się pewnej kultury myślenia i mówienia, żeby nie skończyć jako poeta, który mówi metaforami, w których każdy znajduje to, co mu pasuje.
Czasem nie da się inaczej niż metaforami, ale to już inna para kaloszy.
Tak na boku, choć nawiązując do miejsca z którego się patrzy…
Mogę czytać feministyczne książki, żeby próbować zrozumieć. Ale dlaczego spora część takich książek uparcie walczy a nie wyjaśnia? …A może to właśnie świadectwo kobiecej wersji walki człowieka z samym sobą?
„Teolożki to takie panie, które chciałyby światu zaimponować. Czym? Tym, że są paniami. A to trochę jednak mało.”
Nie ten kierunek. Chrześcijanin nie musi niczego nikomu udowadniać, ani imponować swoją wiarą. Chrześcijanin po prostu wyraża siebie poprzez swoje człowieczeństwo.
„Jakoś trudno znaleźć artykuł, w którym pani teolog mówiłaby coś ważnego z punktu widzenia nauki Kościoła, biblistyki, teologii fundamentalnej, coś, co by można uznać za dorobek porównywalny z „męską” teologią.”
A dlaczego mamy porównywać? Sugerujesz jakoby 'męska’ była lepsza? Biorąc pod uwagę fakt, ze trudno o habilitację oraz inne przeszkody jak finanse, wsparcie od strony duszpasterzy Kościoła odpowiedź nasuwa się sama.
W środowisku naukowym obecność kobiet wciąż jest nikła, mała. To zaledwie rodzynki, czy truskawki na biszkoptowym cieście przekładanym kilkuwarstwową, kremową masą. Zdobyć magistra nietrudno, obronić doktorat też jeszcze można, ale habilitacja to już nie dla pań. Przypomnę, ze na podobną przeszkodę napotkała już Edyta Stein, doktor filozofii, późniejsza siostra Teresa Benedykta od Krzyża, święta. Swoją drogą rzecz ciekawa, na ołtarze Kościół nie obawia się pośmiertnie wynosić kobiety, ale za życia habilitować tak wysoce panie byłoby znakiem, iż już 'tu i teraz’ są nam równe. Prawda?
„Tak naprawdę teologia (podobnie jak matematyka) jest jedna. Niech ją uprawia kobieta, czemu nie, niech tylko dąży do tych samych standardów uprawiania tej nauki, które obowiązują niezależnie od płci. „Płciowe” uprawianie nauki to zwyczajna kpina.”.
I tu się zgodzę, jedna jest dla mężczyzn i kobiet.
Poza tym jak dobrze byłoby, ze wszech miar wskazane i pożyteczne, gdyby z życzeniami świątecznymi zwrócił się do wiernych arcybiskup w towarzystwie kobiety, zwłaszcza w roku Rodziny nad którą pochyla się Synod.
Kobieta- mariolog jakże potrzebna od zaraz. Może więcej powiedzieć o tajemnicy poczęcia, narodzenia aniżeli mężczyzna. Teologia pastoralna dla kobiet też właściwa, mogłyby panie kształcić przyszłych kapłanów, przecież będą zwracali się również do kobiet, nie tylko mężczyzn w Kościele.
Teolożki to takie panie, które chciałyby światu zaimponować. Czym? Tym, że są paniami. A to trochę jednak mało.
Jakoś trudno znaleźć artykuł, w którym pani teolog mówiłaby coś ważnego z punktu widzenia nauki Kościoła, biblistyki, teologii fundamentalnej, coś, co by można uznać za dorobek porównywalny z „męską” teologią. Tak naprawdę teologia (podobnie jak matematyka) jest jedna. Niech ją uprawia kobieta, czemu nie, niech tylko dąży do tych samych standardów uprawiania tej nauki, które obowiązują niezależnie od płci. „
A zatem „dialog” z teolożkami sprowadza się do cenzury wypowiedzi, niezgodnych z ich ambitnymi przekonaniami. Czegoś się obawiają?
Z cenzurą proszę nie przesadzać, czasem się nie połąpię i nie wcisnę zatwierdź na czas. ale owszem, zatwierdzam komentarze, nie ukrywam. lepiej żeby nie trzeba było oglądać tu tych antysemickich bluzgów, które się pojawiają, bo nie byłoby miejsca na rzeczową rozmowę.
Pani Zuzanno, trochę się Pani zagalopowała z tym parytetem. Kobiety chyba nie stanowią obecnie aż połowy z czołowych teologów? Jasne, 16% to może i mało, ale w chwili obecnej, przy dzisiejszym stopniu udziału kobiet w rozwoju katolickiej teologii, więcej niż 30% w Komisji to byłaby już przesada…
Chce się Pani obrazić za te truskawki, a co ja mam powiedziec? Jeśli kobiety są truskawkami, to jako mężczyzna zostałem przedstawiony w tym przykładowym cieście jako zwykła „ciemna masa”. 😀
Myślę, że parytet albo chociaż taka 30% kwota byłyby sygnałem z centrali, że teolożki są koszerne, można zatrudniać. inna rzecz, ze większość czołowych teolożek jest zbyt feministyczna na standardy Watykanu, więc ich tam nikt nie zaprosi.
No i czy ktoś mówił, że komisja ma być odzwierciedleniem procentowego składu teologów na świecie? Nie. Można z niej zrobić też znak i zachętę.
A to co mówiłam, to nie że kobiet y stanowią połowę wybitnych teologów (tego nie liczyłam) ale że 15 wybitnych teolożek się znajdzie do 30 osobowej komisji
Zato Ojciec Świety jak drugi grzybek w barszczu :))
„Kobieta- mariolog jakże potrzebna od zaraz. Może więcej powiedzieć o tajemnicy poczęcia, narodzenia aniżeli mężczyzna.”
Maria (wielu imion) zawsze dowcip wytrzepie z rękawa. Na nią można liczyć. Skąd niby kobieta ma więcej wiedzieć o niepokalanym poczęciu MB niż mężczyzna? Kobiety dysponują jakimś własnym, specyficznym objawieniem???
To nie wiesz, że Bóg wybrał kobietę na matkę swoich dzieci?
P.S.
Nie przypominam sobie, abym używała innego imienia, imię a nick to nie to samo. jeśli zaś w imieniu 'Maria’ odnajdują się inne kobiety to bardzo dobrze, tak ma być.
Radku,
piszesz:
„Masz rację, ja tylko chciałem powiedzieć, że dla wielu osób (nie dla mnie( kobiety zajmujące się teologią mogą co najwyżej uczyć religii w szkołach, i to podstawowych. Widzę jak to jest w szkole moich dzieci. Uczy katechetka, ale dzieci przed pierwszą komunią mają z księdzem, tak samo jak młodzież w gimnazjum przed bierzmowaniem. Bo niby wiedza przekazywana przez księdza jest więcej warta. To stereotypy i z nimi trzeba walczyć.”
Cóż może wiedzieć o sakramentach. Wydaje się, ze przez sakrament kapłaństwa mężczyźni są mądrzejsi jakby Duch św obdarzył większa mądrością, niźli kobiety. Nie we wszystkich polskich parafiach tak jest.
W tych liczniejszych przygotowują do sakramentu katechetki na lekcjach religii w szkole. Bierzmowanie to poważniejsza sprawa, przecież przyjmą dar przez ręce biskupa.
Nie jestem pewien czy ksiądz lepiej przygotuje. Dzisiaj moja córka (6 klasa) przyszła ze szkoły i mówi że ksiądz na religii mówił, że rządząca od 7 lat partia niczego nie zrobiła i poproście (dzieci) rodziców aby głosowali na inna partię i nowego prezydenta w przyszłorocznych wyborach.
To było do przewidzenia. Od wielu już lat władza smakuje niektórym biskupom, wydaje im się, ze kraj nasz rządzi się zasadami panującymi
w krajach w których głową jest hierarcha kościelny. Francja po swoich doświadczeniach i krwawych rewolucjach zmądrzała. zaordynowali JASNA Gorą, która bywa przypomina wiece polityczne, tam podpisują traktaty, zobowiązania, a potem idą kraj z krucjatą niejednokrotnie z krzyżem jako sztandarem. Niegdyś, a były to czasy komuny spotkałam się z taką mową w Piekarach Ślaskich, ale wtedy naród był represjonowany.
Zdaje się, ze chcą ludziom wmówić, iż ów system trwa , wciąż trzymając się owej retoryki. To karygodne, aby episkopat na to pozwalał, robić z polskich świątyń miejsce wieców politycznych, zatargów a nawet nie obawiając się wciągać ów proceder dzieci.
Działają na szkodę państwa demokratycznego i obywateli niepodległej ojczyzny, niszczą demokratyczny ustrój, wprowadzają niepokój.
Spróbuje przeczekać, a dla zdrowia osobistego nie uczestniczyć w nabożeństwach w świątyniach, które służą im do prywaty. Religia mam nadzieję długo nie zagości w szkole w takim kształcie jak jest obecnie.
Czekam jeszcze na rozwiązanie w sprawie rekolekcji szkolnych, które są jak najbardziej potrzebna młodzieży i rodzicom, ale w czasie innym niż dotychczas. Przede wszystkim to obowiązek rodzica i Kościoła , nie placówek świeckich jakimi są szkoły. Dziekuję za rozmwę
Również dziękuję za rozmowę
„Również dziękuję za rozmowę”
Co myślisz o przygotowaniach do sobotniego pochodu z udziałem pięciu wspaniałych?
Co do Jasnej Góry i politycznych wieców. Odwiedzałam w tym roku znajomego na wiejskiej parafii, akurat trwała ich diecezjalna pielgrzymka na Jasną Górę, więc włączył TV Trwam a tam biskup zanudzał Jasnogórską Panienkę troskami różnymi. Jak zszedł na straszny gender, to wywaliło korki, co było szalenie malownicze 🙂
Najwyraźniej dzieci się nudzą. Moja babcia mawiała, że kiedy „starego” głupoty się imają, zaczyna odchodzić w niebezpieczne rejony koniecznie trzeba zagonić takiego osobnika do solidnej roboty.
Efekt natychmiastowy. Modlitwą i pracą człowiek osiąga wewnętrzną, absolutną wolność.
W naszej kochanej ojczyźnie wciąż jeszcze sutanna. a jeszcze lepiej biskupia szata wprawia niektórych
w stan nieważkości, wygląda to komicznie. Jedni czują się zażenowani, nieswojo, drudzy zaś 'czują bluesa”
Jezus też wychodził na ulice, ale w innym celu i w innej szacie.
Jeden już się chyba wycofał. Niestety „mój” biskup (Mering) jest w tym komitecie, a w niedzielę ma być w mojej parafii i wygłosić kazanie. Strach się bać. Nie trawię polityki na ambonie, chrześcijaństwo to piękna religia, można mówić tyle pięknych, mądrych rzeczy. Kiedyś był taki dowcip, przedwojenny, jak to spytano Słomińskiego (chyba) dlaczego pisze ciągle o kwiatkach, miłości a nie o polityce. A on odpowiedział, że od polityki to ma Piłsudskiego. Jeśli jakiś ksiądz czy biskup widzi się w roli polityka, to niech zrezygnuje z kapłaństwa i zapisze się do partii lub założy własną.
(Być może ) odrobinę bezczelne pytanie skierowane do Pani Zuzanny Radzik z zastrzeżeniem takim oto aby odpowiedziała na to pytanie jedynie samej sobie.
Czy czułaby się Pani kobietą spełnioną gdyby urodziła Pani i wychowała syna, który w przyszłości zostałby bardzo wybitnym teologiem ?
Ale zastrzeżenie jest po to, żebym broń Boże nie odpowiadała tu na forum?
Nie powstrzymam się jednak i odpowiem nie tylko samej sobie.
Czuję się całkiem spełniona, nie urodziwszy póki co ani syna ani córki. Ale jakbym już urodziła, to pewnie zależałoby mi, żeby byli zdrowymi i dobrymi ludźmi, a nie realizowali plany życiowe rodziców.
Bycie teolożką to było moje marzenie, nie mam zamiaru projektować go na dzieci. Natomiast gdyby moja córka chciała zostać teolożką, to chciałabym nie musieć jej tego odradzać mówiąc, że tak naprawdę nikt jej tam nie chce.
Myślę, że większość rodziców woli aby dzieci szły inną ścieżką zawodową. Dzieci mają swoje drogi. Pytanie plainduncan jest nie na miejscu.Przypomina mi monolog milicjanta z „Misia” – a gdyby w przyszłości…
Skoro Pani, wbrew moim intencjom, odpowiedziała jednak na moje pytanie, o co się zresztą nie gniewam, to wytłumaczę dlaczego je postawiłem. Często się tak zdarza, że szukamy odpowiedzi na pytania, które nic do naszego życia nie wnoszą albo wnoszą niewiele. I wtedy warto poszukać pytania innego i próbować na nie odpowiedzieć. Albo jeszcze inaczej. Gdzieś kiedyś ( pewnie było to jakieś dominikańskie kazanie ) słyszałem coś takiego: „czasem jest tak, że Bóg nie chce dać nam tego czego pragniemy, ponieważ chce nam dać coś lepszego”. Pozdrawiam i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia życzę ! K.P. p.s. W ubiegłym roku w numerze świątecznym Tygodnika ukazała się bardzo piękna Opowieść Wigilijna pani Zośki Papużanki. Ciekawe, czy w tym roku Tygodnik też będzie tak pozytywnie zakręcony na Święta ?
Radku,
myślę sobie, że dwie rzeczy na świecie są najbardziej przegadane.
To właśnie polityka i wiara. W każdym towarzystwie prędzej, czy później
schodzi się na tematy polityki i religii.Co by nie powiedzieć naszym biskupom udaje się to najlepiej powiązać. Dwa w jednym, co będą się
rozdrabniać. Już pierwszym uczniom Jezusa rzecz ta sprawiała ogromna trudność stąd Jezus nie mógł dotrzeć do nich ze swoim przesłaniem,
Chcieli Go mianować swoim przywódcą. Dzisiaj jest podobnie uczynili z Jezusa swojego przywódcę politycznego.
Mam wrażenie, ze Kościół nigdy nie rozwiąże dwóch problemów, mianowicie władzy oraz równouprawnienia. Tylko w Kościele kobieta pozostanie za parawanem.
Streszczając można powiedzieć tak: religia to polityka, kto ma religie ten ma władzę. Jezus chodzi po tym świecie jako
wyznawca najbardziej niepojętej religii, która dotąd nie doczekała się całkowego, pełnego odkrycia. Może to i optymistyczne jest.
Bardzo ciekawy blog będę częściej tutaj zaglądała. Pozdrawiam