„Siedzimy na najbardziej męskiej rzeczy na świecie: skale. I patrzymy na najbardziej kobiecą rzecz na świecie: wodę” – mówi do kamery profesor z Boston College. Tak zaczyna się film ilustrujący temat „Zrozumieć mężczyznę i kobietę” umieszczony na stronie Międzynarodowego Międzyreligijnego Kolokwium o Komplementarności Kobiety i Mężczyzny, które odbyło się w listopadzie tego roku w Rzymie. Film jest do obejrzenia tu (jednocześnie po angielsku, francusku, hiszpańsku, z włoskim tłumaczeniem).
A w nim profesor filozofii z Libanu tłumaczy, że receptywność jest kobieca, ale nie pasywna tylko twórcza. Rola mężczyzny zaś jest aktywna. Potem będą różni inni profesorowie i mądrości o tym, że owszem są głupie stereotypy, ale są i takie role umocowane w emocjonalnych potrzebach: chłopcy chcą być superbohaterami, a dziewczynki usłyszeć że są piękne, co znaczy że kochane i akceptowane. Żeby nie było wątpliwości, na filmowych przebitkach dziewczynka z diademem na głowie i w różu (rzecz jasna) mizdrzy się przed lustrem, a chłopiec jeździ na karuzeli lub odgrywa rycerza. Czytając tę samą ksiażkę one zwracają uwagę na uczucia, oni na akcję, trudną misję. Wykładowca z seminarium dodaje: Zobaczcie jak jest w Biblii, jak mężczyznom dane jest doświadczenie Boga i misja. Stereotypy są rzecz jasna powierzchowne, ale to nie stereotypy tylko archetypy, a te są kosmiczne. Wbudowane w nas. Nie ma przed nimi ucieczki – powie siedząc dalej nad brzegiem oceanu ten sam wykładowca z Bostonu. Ach, i jeszcze że Matka Natura nie jest feministką, więc tak to urządziła. A Matka Natura zawsze wygrywa.
Eksperci z różnych stron świata, a jacy zgodni. No z naturą i kosmosem nie wygrasz. W dodatku całe kolokwium sponsorowane było przez Kongregację Nauki Wiary, Papieską Radę ds Rodziny, Papieską Radę ds Dialogu Międzyreligijnego i Papieską Radę ds. Promowania Jedności Chrześcijan.
Skoro natura i Watykan mówią, że przed komplementarnością nie ma ucieczki, to czy nie ma jej naprawdę?
Tak się może zdawać jeśli poszukamy dalej. Sięgam po Teologiczną semantykę płci, autorstwa dr hab. Jarosława Kupczaka OP. Między nami mówiąc, czytając zgrzytałam zębami i fukałam pod nosem. Choć może nie wypada tak krotochwilnym tonem i na blogu wzdychać nad książką kierownika katedry antropologii teologicznej Wydziału teologicznego UPJPII. Wnioski są podobne. Kosmos skazał nas na komplementarność.
Tu jest jak nad tym oceanem z filmu. Sięgamy do Freuda, de Bouyera i Eliadego, żeby usłyszeć, jak skonstruowana jest relacja męskie-żeńskie w naturalnym Objawieniu i strukturze świata. Jak to Bóg jest niczym transcendentny Małżonek wobec całej rzeczywistości kosmicznej, a w szczególności ludzkiej. Że u Eliadego najwyższe, niedostępne, niebo jest atrybutem bóstwa, a niebo, miejscem jego przebywania. Zaś czczona jest umiejętność zapładniania, realizowana przez święte małżeństwo z macierzą agralną.
Autor tłumaczy: „Używanie określeń męskich na nazwanie nieba niekoniecznie musi wiązać się – jak to zwykle, powierzchownie interpretuje współczesna krytyka feministyczna – z patriarchalnym systemem wartości, w którym to co męskie jest wyższe, tzn. bardziej wartościowe, boskie, mające większe znaczenie. Niebo jest męskie poprzez proste nawiązanie do najbardziej pdstawowego układu odniesień, w którym tworzą się ludzkie systemy znaczeń, czyli do ludzkiego małżeństwa i rodziny. Dalekie niebo jest męskie, bo mężczyzna w procesie rodzenie i wychowywania dzieci jest ‘na zewnątrz’, jest odległy, podczas gdy matka jest wewnątrz. Ojciec zapładnia pozostając odległy; a rodzące się dziecko jest częścią matki.” (s. 59)
Ok. W Biblii też podobnie. Tu Bóg jest rzecz jasna przede wszystkim oblubieńcem, Lud Wybrany jest oblubienicą. Bóg w Biblii bywa też czułą matką, kobietą szukającą drahmy, ale w tym systemie to niepotrzebne odstępstwo od reguły. Tymczasem autor Teologicznej semantyki płci wytłumaczy, o co z oblubieńcem i oblubienicą chodzi: „Wydaje się, że tej ‘męski’ charakter Boga do człowieka objawia się przede wszystkim w fakcie, że miłość Boga do swojego ludu, duszy człowieka, Kościoła, jest zawsze pierwsza; jej istota jest czynne podjęcie inicjatywy. (…) Miłość między człowiekiem i Bogiem jest zawsze miłością otrzymaną od Boga jako niezasłużony dar, a dopiero później miłością odwzajemnioną i skierowaną ku Bogu. W tym znaczeniu miłość oblubienicy (człowieka, Kościoła, Izraela) jest „pobudzona” i warunkowana przez miłość Boga-oblubieńca. Pierwszą „kobiecą” cechą miłości oblubienicy jest receptywność, przyjęcie i odwzajemnienie „męskiej” miłości oblubieńca.” (s.90)
I jesteśmy w domu. Receptywność jest kobieca, wychodzenie z inicjatywą męskie. Receptywność nie jest bynajmniej pasywnością, żeby się nikt nie obraził, ale duchową doskonałością. Tylko tu się trochę zgubiłam, bo skąd my to wiemy. Z Biblii? No to zależy jak się ją czyta. Czy Miriam ratująca malutkiego Mojżesza jest receptywna czy inicjatywna? Czy Judyta idąca do obozu wroga, podczas gdy starszyzna jest gotowa poddać miasto wykazuje się inicjatywą? Czy Bóg mówiący do Izraela „Nie bój się robaczku” nie przemawia jak matka nad kołyską? Fuj, mówię prawie jak Elisabeth Johnson, a przecież w innym miejscu o. Kupczak nazwie jej argumentację emocjonalną oraz określi „grochem z kapustą.” Aż nudno jest wytykać, jak charakterystyczne jest krytykowanie kobiet pod hasłem „emocjonalność argumentów.”
Żeby to wyjaśnić kwestię receptywności, potrzebny będzie dłuższy cytat z Teologicznej semantyki płci, budujący na Miłości i odpowiedzialności Karola Wojtyły. Odpowiedź jest więc jasna. Receptywność i inicjatywność wzięliśmy (oprócz kosmosu i Eliadego) głównie z późniejszego papieża. Idzie to tak (podkreślenia moje):
„Zarówno kobieta jak i mężczyzna czynnie kochają druga osobę i doznają miłości ze strony drugiej osoby; niemniej zdaniem Wojtyły, doznanie jest istotniejsze dla kobiet, a czynne wyjście z aktem miłości jest istotniejsze dla mężczyzn. Dla naszych obecnych rozważań, które zakorzeniają tożsamość mężczyzny i kobiety w ich odrębnej cielesnej strukturze, istotny jest fakt, że dla autora Miłości i odpowiedzialności bierność i czynność, doznawanie i dawanie, które tworzą odrębne profile kobiecości i męskości, zakorzenione są w cielesności człowieka, a bardziej precyzyjnie w strukturze ludzkiego aktu seksualnego. Czytamy w omawianej książce: „Natomiast stosunek seksualny, współżycie płciowe mężczyzny i kobiety, nie da się pomyśleć bez aktu woli, i to zwłaszcza ze strony mężczyzny. Nie chodzi tu tylko o samą decyzję, chodzi także o fizjologiczną możność odbycia stosunku, do czego mężczyzna nie jest zdolny w stanach wyłączających jego wolę, np. We śnie czy nieprzytomności. Z natury samego aktu wynika, że mężczyzna gra w nim rolę czynną, on ma inicjatywę, podczas gdy kobieta jest stroną bierną, nastawioną na przyjmowanie i doznawanie. Wystarczy jej bierność i brak sprzeciwu tak dalece, że akt płciowy może się odbyć nawet bez udziału jej woli – w stanie wyłączającym całkowicie jej świadomość, np. w nieprzytomności, w śnie, w omdleniu. W tym znaczeniu współżycie seksualne zależy od decyzji mężczyzny.”(s. 40) (cyt. z K. Wojtyły za: Miłość i odpowiedzialność, Lublin, 1960, 242)
Skoro receptywność kobiety i aktywność mężczyzny opiera się na prostym fakcie, że da się z kobietą odbyć stosunek seksualny, nawet kiedy jest w nieprzytomna, w śnie czy w omdleniu (normalnie mówimy: zgwałcić) to właściwie nie mam już pytań. Gwałt potencjalny fundamentem komplementarności płci, a to ci dopiero!
Ale jest jeszcze praktyczna wykładnia. Autor Teologicznej semantyki płci ciągnie dalej: „fenomenologiczna obserwacja ludzkiego doświadczenia miłości pozwala Wojtyle dostrzec pewną wymienność czynności i bierności w mężczyzny i kobiety. To prawda, że mężczyzna najpierw czynnie kocha, ale następnie doznaje miłości. To prawda, że kobieta chce najpierw doświadczyć miłości, ale następnie odpowiada czynną miłością, chce aktywnie kochać. Równocześnie, aby mężczyzna mógł czynnie pokochać (to mężczyzna oświadcza się kobiecie, a kobieta czeka na oświadczyny i przyjmuje je; kobieta oddaje się mężczyźnie, który bierze kobietę), jego miłość musi być ‘obudzona”, poruszona przez piękno kobiety. Kobieta zaś, aby obudzić zainteresowanie i miłość, stara się w sposób niekiedy bardzo pracochłonny i czasochłonny stać się godną zainteresowania, piękna i atrakcyjną.” (s. 41)
Bo on chce być superbohaterem, a ona usłyszeć że jest piękna i kochana. Witajcie w katolickiej bajce o płci. On jest jak skała, ona jak woda. To nie stereotypy, tylko archetypy. Przed nimi nie ma ucieczki. Kosmos, Matka Natura, wiadomo…
No i jak się wam podoba?